Nie grzeb w kupie bo się pobrudzisz.

O Tropicielu usłyszałem dziesięć lat temu, gdy wchodził do kin. Odpuściłem sobie wtedy tę produkcję, ponieważ fabuła i zdjęcia z planu wyraźnie wskazywały, że ten film nie będzie miał wiele wspólnego z historią. Pisząc o filmach opowiadających o wczesnym średniowieczu, ze szczególnym uwzględnieniem kina wikińskiego nie mogłem odpuścić tego, zaś recenzowanie filmu, którego się nie widziało jest mało uczciwe.

 

Geneza nieszczęścia

Tropiciel jest nową wersją norweskiego filmu o tym samym tytule z 1987 roku. Pierwowzór był niskobudżetową ekranizacją opowiadającą o walce o przetrwanie pokojowo nastawionego plemienia myśliwych zbieraczy z rejonu dzisiejszej Laponii. Na ich drodze stanęło wrogie plemię, które czerpie satysfakcję z zabijania wrogów. Nowy Tropiciel przenosi nas do Ameryki Północnej, gdzieś w okolicach roku 900, gdzie miejscowi Indianie muszą stawić czoła brutalnym najeźdźcom – Wikingom.

Czuję że film powstał na fali sukcesu 300 Zacka Snydera, filmu który okazał się spektakularnym hitem w 2006 roku, hipnotyzując widzów wartką akcją i wysoce stylizowaną brutalnością. Markus Nispel prawdopodobnie zamarzył o własnej wersji 300, ale na marzeniach się skończyło. Przy wszystkich wadach i idiotyzmach 300 to film znacznie przewyższający Tropiciela.

 

Garść idiotyzmów

Problem pojawia się już na starcie – reżyser umiejscawia akcję 600 lat przed Kolumbem, czyli w okolicach roku 900. Jedyne wiarygodne wzmianki o wikingach w Ameryce Północnej sugerują, że dotarli tam pod wodzą Leifa Erikssona około roku 1000 n.e. W roku 900 wikingowie nie zdążyli jeszcze skolonizować Grenlandii, nie mówiąc o wycieczkach do Nowej Funlandii. Ale co tam, 100 lat w tę czy w tę…

Reżyser na swoją obronę ma argument, ze nie kręcił filmu historycznego, z drugiej strony pragnął przedstawić potencjalne starcie pomiędzy dwoma cywilizacjami i wytłumaczyć klęskę poniesioną przez wikingów w Ameryce Północnej. Brzmi jak hipokryzja.

 

Indiańska Arkadia, czyli więcej idiotyzmów

Za Tropicielem przemawiać może jedynie oprawa wizualna, która momentami robi pozytywne wrażenie, nadając obrazowi formę stylizowaną na komiks. Aktorstwo jest byle jakie, sceny walki chaotyczne i pozbawione realizmu. Sposób przedstawienia Indian jako naiwnych, pokojowych półgłówków, którzy mądrościami sypią z rękawa nawet żując śniadanie jest skrajnie stereotypowy. W Indianach z ekranu odnajdujemy wiecznie żywy mit o legendarnej Arkadii, znany jeszcze rzymskim patrycjuszom, którzy przytłoczeni majestatem własnego imperium wędrowali do tej greckiej krainy szukając ciszy, spokoju i prostoty. Przy okazji idealizując niemiłosiernie arkadyjskich pastuchów. Tak samo jak dzisiejszy, odarty z mitów człowiek Zachodu idealizuje Eskimosów, Tybetańczyków czy ludożerców z Nowej Gwinei.

 

Jeszcze trochę idiotyzmów

Wikingowie w filmie Nispela przypominają fanów jakiegoś niszowego, acz kultowego zespołu deathmetalowego. Noszą się na czarno, pachną cmentarzem, coś tam growlują, czasem wybidzują jakieś dziecko. Do tego zbroje płytowe i oburęczne topory. Porozumiewają się po islandzku, co może i dodawałoby autentyzmu, gdyby w tym samym czasie Indianie używali algonkińskiego a nie angielskiego. Główny bohater w mig opanowuje sztukę walki mieczem i z marszu kładzie pokotem dziesiątki opancerzonych najeźdźców. Za osłonę służy mu jedynie przepaska na biodrach. Takie kretyństwa można by wymieniać długo, ale nie ma to większego sensu.

 

Nie dotykaj!

Seans Tropiciela przypomina drogę krzyżową, tylko że to Ty niesiesz ten krzyż. To męka, której nie byłem w stanie znieść, pomimo że lubię czasem obejrzeć kiepski film. Tak aby docenić te lepsze. Tropiciel jest kiepski w sposób, który nie pozwala go docenić ani tym bardziej obejrzeć jeszcze raz. Jest tak kiepski, że nie dociągnąłem do połowy seansu.

 

Tytuł: Tropiciel (2007)

Reżyseria: Markus Nispel

Występują: Karl Urban, Moon Bloodgood, Russel Means

  • Realizm 10% 10%
  • Fabuła 20% 20%
  • Aktorzy 10% 10%
  • Subiektywne ukontentowanie Pana Recenzenta 🙂 0% 0%

Ivarr – Współzałożyciel ZBiRa i członek niesławnej Rady Banitów.

Kiedyś czarownica zamieniła go w traszkę, ale już czuje się lepiej. Na co dzień robi internety, to on śledzi Twoje ruchy w sieci. Serce i duszę oddał antykowi, ale dla wikingów też znajdzie chwilę.

Omijać z daleka. Ostrzegałem!