Widmo morowej dziewicy zapewne jeszcze przez długi czas będzie utrzymywało się na tych ziemiach, siejąc grozę w sercach nawet najmężniejszych z mężów. Wszak nie od dziś wiadomo, że zaraza nie wybiera i ulec jej może każdy bez wyjątku. Jednak długa izolacja może być podobnie destrukcyjna jak sama plaga… Dlatego, gdy tylko stało się to możliwe, wyruszyliśmy na Grodzisko Okop, by na własne oczy ujrzeć twarze dawno niewidzianych Przyjaciół. Przybyliśmy na miejsce biesiady, uginając karki pod razami promieni słońca. Żar lał się z nieba przeszywając gorącym oddechem wszystko co napotkał na swej drodze. Nie zraziliśmy się jednak! Wręcz przeciwnie, upał zmotywował nas do działania, w myśl zasady – zróbmy to szybko, to później będzie wolne. I tak też uczyniliśmy. Wieczór przeszedł w noc, a noc w kolejny dzień, który przyniósł lawinę atrakcji i drastyczną zmianę pogody. Nasi Drużynnicy od rana potykali się we wszelakich turniejach. Podczas gdy Czcibor z Tęgomirem stawali na udeptanej ziemi, by mieczem wyrąbać sobie miejsce na kartach historii, Freydis i Żywia szyły z łuku do dzików i borsuków. Można powiedzieć, że poszło nam lepiej niż średnio. Nasi Drużynnicy stanęli na wszystkich stopniach podium. Co prawda nie w jednej, tylko w trzech różnych konkurencjach, ale kto by zawracał sobie głowę takimi detalami.
Po turniejach indywidualnych nadeszła pora na konkurencje drużynowe – leśne manewry i turniej plebejski. Nic jednak nie było w stanie przysłonić swą powagą wieczornych igrzysk, w postaci turnieju picia piwa. Z dumą przyznam, że Tęgomir godnie reprezentował naszą Drużynę, mierząc się z Halfdanem jak równy z równym! Gdy już opadł kurz bitewny i na placu boju pozostał największy opój, przyszła pora, by zacząć właściwą biesiadę! Śpiewy niosły się echem po okolicy, wtórując muzyce, która poderwała ludzi do tańca. I nawet potężna ulewa nie była w stanie zagasić zapału, jaki w każdym z nas rozbudziła melodia płynąca przez noc. Udało jej się natomiast zmienić drogę dojazdową w grząskie bajoro, co wyszło na jaw dopiero o świcie. Z pomocą kilku wyszkolonych inżynierów wybudowaliśmy prowizoryczną kładkę, która okazała się na tyle mocna, by wozy przejechały bez szwanku. Wróciliśmy zatem do naszych domów bogatsi o nową wiedzę i wspomnienia. A mnie nie pozostaje już nic innego, jak czekać na nasze kolejne, wspólne wyprawy.