Penetratorzy Grodzisk powrócili! Ratuj się kto może! Czym prędzej chowajcie białogłowy, prowiant i alkohol zanim bedzie za późno! Pojawili się tak jak zawsze, znienacka, przemykając lasami i wertepami tuż pod nosem niczego niespodziewających się tubylców. Tym razem spadli na okolice Braciejowej gdzie, jak wieść niesie, od dawien dawna stało potężne grodzisko, Głodomankiem zwane. Niedaleko obok zaś znajdowała się samotna strażnica której huczne miano Zamczyska nadano.

Wesoła gromada ZBiRów spadła na tę spokojną okolicę atakiem niczym nie uprzedzonym ani nie sprowokowanym. Ich celem było tym razem to co najcenniejszego dać może Złota Polska Jesień – grzyby… Borowiki, koźlaki i rydze. Wszystkie one wędrowały do koszy napastników nie znających umiaru w swojej grabieży. W swoim podłym stylu, bez wypowiedzenia wojny, ZBiRy wtagnęły do domen miejscowych grzybiarzy, depcząc ich nadzieje na udany zbiór. Nie dla nich gąski, koźlarze i maślaki!

Pokrzepieni łupem, z koszami pękającymi od zdobycznych grzybów ukryli się w lesie aby uniknąć obławy i nieuchronnej zemsty grzybiarzy. W końcu nawet w sennej Braciejowej wieści szybko się roznoszą i już wkrótce tropem nikczemników zdążać zaczęła naprędce zebrana Grupa Wiejskiego Reagowania. Widły, kosy i drewniane pałki zazwyczaj wykorzsytywane do wyjaśniania sporów rodzinnych teraz miały spaść na karki ZBiRów. Niedoczekanie jednak! Ci zdążyli bowiem umknąć w leśną knieję.

Z pomocą przyszła im czarna magia pod postacią czarciego kręgu. Siły nieczyste ukryły łasuchów na czas pogoni. Po opuszczeniu kręgu muchomorów rosnących pod brzózkami nasze sprytne zbirki postanowiły rozsądnie zejść z uczęszczanych gościńców a dalej umykać korytem lokalnego strumyka, tak aby nie zostawiać po sobie śladów. Tym samym prędko zmylili pogoń, która minęła ich gdzieś na wysokości Starego Buka. Dalej nikczemnicy podążali na przełaj, przez las, pokonując gęste zarośla, strome urwiska i nieprzystępne wąwozy. Na końcu ich oczom ukazało się niedostępne zamczysko gdzie urządzili sobie biwak boczkiem i serem wędzonym pachnący. Tak pokrzepieni opuścili okolice Braciejowej dumni z siebie i koszy pełnych zdobyczy.