Gdy Conan spotkał Bravehearta…

Lata 90. nie były szczególnie urodzajną dekadą ani dla kina historycznego, ani dla opowieści spod znaku fantasy. Wydawało się, że era tego pierwszego przeminęła bezpowrotnie w połowie lat 60., z małym wyjątkiem w postaci Bravehearta z 1995. Kino spod znaku fantasy nie mogło z kolei wrócić do sukcesów z lat 80. kiedy to triumfy święcił Willow i Niekończąca się Opowieść. Pomijam olbrzymie zainteresowanie SF stworzonym przez Star Wars. Tym dziwniejszy wydawać się mógł pomysł nakręcenia obrazu łączącego oba gatunki i wymieszanie ich dodatkowo z kinem grozy.

 

Narodziny wojownika

Historia narodzin 13 wojownika jest znacznie ciekawsza niż sam film. Obraz oparty jest na powieści Michaela Crichtona Eaters of the Dead, ta z kolei jest amalgamatem relacji arabskiego podróżnika Ibn-Fahldana i staroangielskiego poematu Beowulf. Ibn-Fahldan był arabskim dyplomatą wysłanym przez kalifa na misję do Bułgarów Wołżańskich. Przy okazji miał okazję poznać mieszkających na bliżej nieokreślonych terenach dzisiejszej Ukrainy / Rosji potomków wikingów znanych jako Rusini. Fabułę Beowulfa znamy, a jeśli nie to odsyłam do Wikipedii.

Crichton stworzył inteligentną i trzymającą w napięciu powieść grozy, która sprawnie rekonstruowała zamierzchły świat wczesnośredniowiecznej Rusi. Wytwórnia dostała więc świetny materiał, problem pojawił się gdy doszło do jego realizacji.

 

Jak utopić $120 mln?

Budżet był olbrzymi, według źródeł wahał się pomiędzy  $120-160 mln (bez kosztów marketingowych), czyli nie odstawał znacząco od Titanica ($200 mln), zaś istotnie przewyższał Gladiatora ($100mln). Film nakręcono z wieloetniczną grupą aktorów, którym przewodził Antonio Banderas, wówczas będący już gwiazdą z pierwszej półki. Scenariusz stworzył sam Crichton, za reżyserię wziął się specjalista od kina akcji – John McTiernan. Gotowy film miał ukazać się w lecie 1998. Wyszedł półtora roku później, leżakując w szufladach wytwórni i siedzibach montażystów. Przyniósł $120 mln straty. Co poszło nie tak? Niemal wszystko.

 

Co poszło nie tak?

McTiernan nakręcił blisko trzygodzinny film pt. Eaters of the Dead, który widownia w pokazach testowych określiła jako „nieoglądany”. Reżyser wyleciał, a twórca powieści sam wziął się za ratowanie tego co się da. Dokręcono więcej wątków, wyrzucając inne, nagrano nową ścieżkę dźwiękową, zmieniono tytuł na 13 wojownik. Nie pomogło.

13 wojownik jest mało ambitnym filmem akcji, w którym sceny jatek starają się kompensować dziury fabularne. Z 13 wojowników tylko 3 ma jakkolwiek rozbudowane charaktery, reszta jest szarą masą. Niektóre wątki pojawiają się i znikają bez wytłumaczenia (prawdopodobnie efekt licznych przeróbek), jak np. postać syna króla Hrotghara. Film nie jest w stanie skłonić widza do jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego historią i bohaterami, których poczynania śledzi. Pewnym ratunkiem są aktorzy drugiego planu, wśród których w pamięć szczególnie zapada obdarzony spektakularną fizjonomią czeski aktor Vladimir Kulich grający Buliwyfa.

Największym problemem widowiska jest problem z jego tożsamością. Wytwórnia reklamowała go w zależności od czasu i miejsca jako historyczne kino akcji, film fantasy, kino grozy. 13 wojownik zawodzi na każdej linii. Ma co najwyżej elementy fantasy, wcale nie straszy, a historii w nim tyle co kot napłakał.

 

Gdzie ci wikingowie?

W niektórych krajach film ukazał się pod tytułem 13 wiking albo wręcz Wikingowie. Powieść Ibn-Fahldana została potraktowana po macoszemu, Buliwyf dziarsko nosi zbroję płytową, jeden z jego kompanów ma napierśnik i hełm z czasów konkwistadorów (Halfdan Gruby). Konie jakich dosiadają to wysokie rumaki, wyhodowane dopiero kilkaset lat później a cała zbrojownia wygląda jak recykling z wszystkich hollywoodzkich produkcji ostatnich paru dekad. Nigdzie ani śladu rynsztunku i ubiorów charakterystycznych dla tego okresu.

Barbarzyńskie plemię walczące z wikingami to Wendole (nazwa pochodzi od Grendela – jeszcze jeden dowód na inspirację Beowulfem). W książce są to potomkowie neandertalczyków, którzy jakimś cudem przetrwali na przekór wszystkiemu, a teraz sieją spustoszenie wśród homo sapiens. W filmie nie są to neandertalczycy, ale niewiele od nich odstają. No może poza tym, że mają całkiem sprawną i liczną kawalerię, chociaż o dziwo mieszkają pod ziemią, bez jakiejkolwiek stajni, a w okolicy nikt nie widział aby wypasali swoje rumaki. Takie tam niedociągnięcie fabularne, po co drążyć temat…

 

Gdy Conan spotyka Bravehearta

Pewnym plusem jest choćby śladowe oddanie wielojęzyczności parszywej trzynastki i procesu uczenia się języka wikingów przez głównego bohatera. Ten drobny aczkolwiek wyjątkowy detal nie ratuje produkcji skazanej na porażkę. Ktoś kiedyś podsumował 13 wojownika jako mix Conana i Bravehearta. Może miał rację, tylko oba wyżej wymienione filmy poza wadami miały całą masę zalet. Nie widać ich w produkcji McTiernana / Crichtona.

Film zarobił w kinach nieco ponad $60 mln i stał się jedną z największych klęsk komercyjnych w historii kinematografii. Po uwzględnieniu wszystkich wydatków producenci wykazali $120 mln straty. Na szczęście Gladiator Ridleya Scotta był już w postprodukcji a produkcja  Władcy Pierścieni Petera Jacksona startowała. Gdyby 13 wojownik wyszedł zgodnie z planem w 1998 i przyniósł takie straty, bardzo możliwe, że New Line Cinema nie zaryzykowałaby $270 mln w ekranizację Władcy Pierścieni – będącego również epickim kinem fantasy.

Tytuł: 13 wojownik (1999)

Reżyseria: John McTiernan

Występują: Antonio Banderas, Vladimir Kulich

 

  • Realizm 10% 10%
  • Fabuła 30% 30%
  • Aktorzy 50% 50%
  • Subiektywne ukontentowanie Pana Recenzenta 🙂 30% 30%

Film o dziwo ma swoich wyznawców, ale ja nigdy nie znajdę miejsca w ich kościele. Kiepska, chaotyczna i niezdarna produkcja pozbawiona serca i duszy.

Ivarr – Współzałożyciel ZBiRa i członek niesławnej Rady Banitów.

Kiedyś czarownica zamieniła go w traszkę, ale już czuje się lepiej. Na co dzień robi internety, to on śledzi Twoje ruchy w sieci. Serce i duszę oddał antykowi, ale dla wikingów też znajdzie chwilę.