Nawet bogowie mogą się czasem zakurzyć…

 

Nie wiemy jak skonał ten wieloryb. Czy morze wyrzuciło go martwego na plażę, czy skonał dopiero na niej. Z pewnością był martwy, kompletnie i w zupełności martwy, niczym papuga ze skeczu Monty Pythona, gdy znalazł go pomocnik Grimra. Z drugiej strony czy można ufać zeznaniom człowieka niespełna rozumu, bo taki właśnie był ów jegomość? Wielu postanowi je zignorować, efektem czego będzie dramatyczny konflikt, który przyniesie śmierć, pożogę i nieszczęście dwóm islandzkim rodzinom.

 

Wieloryb jako katalizator konfliktu

Wieloryb wspomniany na początku jest katalizatorem konfliktu, będąc łakomym kąskiem dla dwóch rodzin, z których każda chce go posiąść. Konflikt o jego truchło oferujące pokarm dla całej społeczności na długie miesiące doprowadzi do rozlewu krwi. Przelana krew uruchomi niemożliwe do zatrzymania koło zemsty i odwetu, wpisane od zawsze w islandzkie sagi.

Hrafn Gunnlaugsson cztery lata po całkiem dobrym When the Raven flies po raz kolejny przenosi nas do wczesnośredniowiecznej Islandii. Tym razem ma większy budżet i bardziej wyszukaną historię do opowiedzenia. In the Shadow of the Raven nie jest już filmem z dziesięcioma aktorami plątającymi się gdzieś pomiędzy dwoma jaskiniami a zimnym morzem. Mamy kilkudziesięciu aktorów na planie, kilka lokacji i znacznie bardziej urozmaicone kostiumy. Słowem więcej i lepiej.

 

Literackie inspiracje

Film czerpie obficie z tradycji sag, szczególnie Sagi o Njallu oraz pieśni o Tristanie i Izoldzie. Główny bohater Trausti łączy w sobie dramaty Njalla i Tristana, walcząc z niezrozumieniem mściwego, prymitywnego społeczeństwa oraz interesami możnych krajan, którym wszedł w drogę. Niespodziewana miłość Trautiego do przebiegłej Isoldy dziedziczącej duży majątek tylko podgrzewa konflikt zapoczątkowany okaleczeniem jego matki i zamordowaniem jej ojca. Później będzie tylko ciekawiej – zemsta zabierze życie większości bohaterów, pogrzebie marzenia o pierwszej islandzkiej katedrze oraz realizacji nocy poślubnej młodej pary (motyw, który powróci w The White Viking).

The Shadow of the Raven to surowa opowieść o Islandii około roku 1077, gdy chrześcijaństwo było już od 77 lat religią oficjalną, ale stare wierzenia i praktyki ciągle miały miejsce w zbiorowej świadomości. Ojciec głównego bohatera był poganinem, który porwał jego matkę. Matka Isoldy z kolei była wiedźmą spaloną na stosie przez jej chrześcijańskiego ojca. Trausti powraca na wyspę po studiach teologicznych w Norwegii, w swoich czynach stara się kierować w pierwszej kolejności miłością bliźniego i naukami Chrystusa. Gdy jednak jego działania nie przynoszą spodziewanych rezultatów nie waha się odkurzyć dawnych bogów i zaaplikować wrogom srogą jatkę. Trausti niemal do końca stara się po chrześcijańsku przebaczyć wrogom, ale notorycznie przez nich zdradzany pacyfikuje w końcu najbardziej opornych.

 

Konflikt kultur i symbolika

Cały film jest pełen symboliki i napięcia pomiędzy dwoma tradycjami. Ekspansywne chrześcijaństwo symbolizuje biały welon, przewijający się na ekranie co jakiś czas. Z drugiej strony stare wierzenia ukrywają się pod postaciami kruka, zwierzęcia poświęconemu Odynowi. W przeciwieństwie do późniejszego o trzy lata The White Viking The Shadow of the Raven nie przedstawia chrześcijaństwa w sposób jednostronnie negatywny. Reżyser zajmuje wyważoną pozycję i ocenia raczej pojedyncze jednostki, nie zaś całą religię. Ostatnia część trylogii będzie już niczym niezawoalowanym ciosem w religię Chrystusa. W recenzowanym filmie postać hipokryzję chrześcijaństwa zbierają niemal w całości na swe barki biskup z żoną.

Film jest utrzymany w klimacie islandzkich sag, dzięki czemu na ekranie mamy kilka bardzo silnych postaci kobiecych w postaci Isoldy, matki Traustiego Eddy czy harpiowatej żony biskupa Sigrid. Aktorzy sprawdzają się świetnie, szczególnie Helgi Skúlason (Grimr) i Tinna Gunnlaugsdóttir (Isold), oboje wyróżnieni nominacjami do europejskich nagród filmowych w 1988.

 

Najlepszy film o schyłku epoki wikingów

Film zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, przede wszystkim świetną historią, zgrabnie łączącą klasyczne podania w mocną historię o zemście i bezsensownej przemocy. W dalszej kolejności jest to opowieść o rozpaczliwej próbie okiełznania stadnego prymitywizmu w imię budowania opartego na prawie i porządku „nowoczesnego” społeczeństwa. Jest to więc opowieść o procesie jaki miał miejsce na Islandii w średniowieczu. Konflikt dwóch tradycji ukazany jest jak już wspomniałem rozsądnie i z wyważeniem, każda z nich ma swoje argumenty, świetnie zaserwowane przez nieznanych, lecz wyśmienitych aktorów.

The Shadow of the Raven jest moim skromnym zdaniem najlepszym filmem o epoce wikingów, a raczej o jej schyłku. Zniknęły z niego fantastyczne sceny walk znane z pierwszej części, a obraz poszedł w kierunku poważnego dramatu historycznego. Film nigdy nie został wydany w Polsce, ale przy odrobinie wysiłku można zdobyć wersję z angielskimi napisami.

 

Tytuł: The Shadow of the Raven (1988)
Reżyseria: Hrafn Gunnlaugsson
Występują: Tinna Gunnlaugsdóttir, Helgi Skúlason, Reine Brynolfsson, Egill Ólafsson

  • Realizm 60% 60%
  • Fabuła 90% 90%
  • Aktorzy 80% 80%
  • Frajda 80% 80%

Bogowie mogą sięczasem zakurzyć, ale druga część trylogii Hrafna Gunnlaugssona nie kurzy się pomimo 30 lat na karku. Najlepszy film o schyłku epoki wikingow i jeden z najlepszych o średniowieczu w ogóle.

Ivarr – Współzałożyciel ZBiRa i członek niesławnej Rady Banitów.

Kiedyś czarownica zamieniła go w traszkę, ale już czuje się lepiej. Na co dzień robi internety, to on śledzi Twoje ruchy w sieci. Serce i duszę oddał antykowi, ale dla wikingów też znajdzie chwilę.