Ten (lepszy) Tropiciel.

Tropiciela (oryginalny tytuł Ofelas) widziałem dwukrotnie, za każdym razem doceniając tę prostą, ale interesującą historię. Film okazał się wielkim zaskoczeniem w 1987 roku, zdobywając nominację do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego i kilka innych nagród. Osadzony w mroźnej Laponii, gdzieś na początku naszego tysiąclecia, Tropiciel jest opowieścią o dramatycznej walce o przynależności, dorastaniu i przede wszystkim – walce o przeżycie. Obraz oparto na legendzie zakorzenionej w miejscowym folklorze, a wywodzącej się jeszcze ze średniowiecza.

 

Fabuła

Główny bohater jest nastoletnim chłopcem z plemienia Sami (znani u nas jako Lapończycy, chociaż sami nie lubią tego określenia), którego rodzinę wymordowali członkowie wrogiego plemienia Tjudów. Chłopiec ucieka i ostrzega innych Sami spotkanych po drodze. Nie ustrzeganie ich to jednak przed spotkaniem z Tjudami i rozlewem krwi. Chłopiec przeżyje, ale stanie się jeńcem Tjudów, jeńcem z którym wiążą nadzieje na wykrycie pozostałych przedstawicieli jego plemienia. Będziemy towarzyszyć mu w jego drodze, do końca nie wiedząc którą stronę wybierze.

 

Geneza powstania

Film został nakręcony na skromnym budżecie, w obsadzie zabrakło gwiazd, ale znalazło się miejsce dla aktorów takich jak Helgi Skúlason, znany z wikińskiej trylogii Hrafna Gunnlaugssona. Większość ról obsadzili Sami, dialogi również nagrano w ich języku. Film w ogóle powstał jako jeden z elementów odrodzenia narodowego ludu Sami, który w Norwegii zajmował miejsce niewiele odbiegające od tego jakie przypadło Aborygenom w Australii. Z tą różnicą, że na Samich nie polowano. Odtwórca głównej roli powiedział kiedyś, że realizacja filmu w Norwegii była równie trudna, jak hipotetyczna realizacja wysokobudżetowego filmu o Indianach nagranego w języku Siuksów z rdzennie indiańską obsadą byłaby w USA.

 

Warto? Warto!

Tropiciel to specyficzne i dość surowe kino, które może się spodobać fanom Hrafna Gunnlaugssona. Z tą różnicą, że tutaj nie znajdziemy specyficznego poczucia humoru oraz wszechobecnego motywu vendetty, typowej dla islandzkich sag. Film jest ekranizacją legendy, więc nie można od niego oczekiwać wiernego odzwierciedlenia autentycznych zdarzeń. Tym bardziej zdarzeń dotyczących ludu nie zostawiającego przekazów pisanych. Motywy morderczych skłonności Tjudów są niewytłumaczalne, poza wzmianką, że „zerwali oni z naturą”. Możemy założyć, że przeszli na Ciemną Stronę Mocy. Oba plemiona istnieją w kompletnej opozycji, niczym dobro i zło. Pomimo tego łatwo ulec urokowi filmu, kuszącego prostotą i realizmem.

Tropiciel jest dobrym kinem, opowiadającym o dramacie rozgrywającym się gdzieś na peryferiach cywilizowanego świata, wśród śniegów Laponii. Warto poświęcić mu czas, szczególnie aby porównać go z drugą wersją. Dokładnie dwadzieścia lat później po premierze powstał kolejny Tropiciel o którym piszę tutaj. Ciężko znaleźć w kinie lepszy przykład na profanację udanego pierwowzoru niepotrzebnym i beznadziejnym coverem.

Tytuł: Tropiciel (1987)

Reżyseria: Nils Gaup

Występują: Mikkel Gaup, Helgi Skúlason, Ingvald Guttorm, Nils Utsi

  • Realizm 80% 80%
  • Fabuła 70% 70%
  • Aktorzy 60% 60%
  • Subiektywne ukontentowanie Pana Recenzenta 🙂 70% 70%
Ivarr – Współzałożyciel ZBiRa i członek niesławnej Rady Banitów.

Kiedyś czarownica zamieniła go w traszkę, ale już czuje się lepiej. Na co dzień robi internety, to on śledzi Twoje ruchy w sieci. Serce i duszę oddał antykowi, ale dla wikingów też znajdzie chwilę.

Ciekawy, dość realistyczny i w pewnym sensie egzotyczny film. Nakręcony w autentycznych lokacjach przez głównie miejscowych aktorów, co jedynie dodaje mu wartości.