Dziś, w obliczu technologi, człowiek rzadko pisze listy. Ba, nawet e-maile pomału odchodzą do lamusa. Wszystko wypierają SMS-y i komunikatory. Stąd też człowiek rzadko zagląda na pocztę. Jak już mi się zdarzy przyjść odebrać jakąś awizowaną paczkę zawsze mam to szczęście że przede mną w kolejce zawsze stoi starsza pani która akurat przyszła zapłacić rachunki.
Ile warte jest 20 złotych?
Książka zawiera 160 stron z bibliografią i spisem treści, więc da się ją przeczytać przy jednym dłuższym posiedzeniu. A jest co czytać! Autor wziął cała historię, kulturę, życie codzienne i religie ludów skandynawskich i wycisnął z nich esencje tak gęstą pełną treści że dosłownie połykało się kolejne strony.
Autor cofa zegar o 1000 i więcej lat i zabiera nas w podróż. Zwiedzimy z nim Wyspy Brytyjskie (na nich się skupia) ale też norweskie fiordy, Danię, na chwile zaglądniemy na Ruś, do Francji – jednym słowem wszędzie tam gdzie Skandynawowie popłynęli na swoich długich łodziach.
Autor snuje są opowieść mówiąc nie tylko o historii, ale też jak się ubierali, jak wyglądało ich życie codzienne, jak przedstawiało się społeczeństwo a nawet wspomina o ich prawie i zwyczajach. Posługuje się przy tym cytatami z sag, kronik i wskazuje na konkretne znaleziska. Jest to niemal telegraficzny skrót z dużą ilością szczegółów które w kilku miejscach wzbogaciły moją wiedzę (a nie jest to trudne bo nie specjalizuje się w tej tematyce).
Samo opisanie kultury to połowa książki, potem mamy do czynienia z tematyka religijną i tu moim zdaniem należy się duży plus autorowi. Zamiast wyliczać kolejnych bogów i opowiadać o ich przygodach i czynach skupia się na prostej kosmogonii i przechodzi do opisu rytuałów czy sfery wiary i jaki miała ona wpływ na ludzi na ziemi a nie bogów w Asgardzie. Sami bogowie są tylko wymienieni w krótkiej liście. Przy dużej ilości pozycji o mitologii ludów skandynawskich na rynku jest to bardzo dobre podejść – skupienie się na rytuałach bo o mitach można poczytać w innych pozycjach.
Na samym końcu otrzymujemy czystą historię, daty i konkretne wydarzenia. I tu pojawia się moje dwa największe zarzuty jaki mam do całej książki. Opisana historia skupia się tylko i wyłącznie na Wyspach Brytyjskich i o tym jak przybysze zza morza budowali tu swoje królestwo, nie rzadko używając narzędzi jakimi są topór i miecz.
Jednak moim zdaniem, przy przyjętej formule maksimum treści – minimum słów, do dopełnienia obrazu Wikingów, aż prosi się choć o zarysowanie historii ich obecności w innych rejonach, we Francji, na Rusi, w Południowej Italii czy w Bizancjum, nawet w krótkiej tablicy chronologicznej, a tego niestety nie otrzymujemy poza pojedynczymi wzmiankami we wcześniejszych rozdziałach. Czułem w tym miejscu duży nie dosyt.
Drugi mój zarzut to fakt że opisana historia kończy się na postaci Kanuta Wielkiego. Autor dość symbolicznie kończy „epokę wikingów” w momencie powstania królestwa Anglii. Ale przecież najazdy na te ziemie wcale się nie kończą, można tę historię pociągnąć jeszcze dalej, przedstawić Haralda Srogiego czy Wilhelma Zdobywcy, który de facto jest potomkiem Skandynawów osiadłych w Normandii.
Wydanie
Ocena końcowa.
Dla kogo wiec jest ta książka?
Seria: Kieszonkowa Historia Kim Hjardar "Wikingowie. najeźdźcy z morza" tłm. Katarzyna Skawran Wydawnictwo RM, 2018
- Wydanie 50%
- Wartość merytoryczna 95%
- Cena/Jakość* 100%
*- jako że skrypt się psuje przy więcej niż 100%, jest podane tyle, ale 20 zł za 160 stron samej esencjonalnej treści zasługuje na minimum 180%