Gdy my spędzaliśmy czas na beztroskich zabawach, nasz odwieczny wróg rósł w siłę, by znów zatopić świat w odmętach cierpienia… Pisane nam zatem było jeszcze raz przegnać prastare zło w piekielne czeluści. Ślady zawiodły nas do lasów nieopodal Kalwarii Pacławskiej, gdzie przedzierając się przez kłębowiska kolczastych krzewów i brodząc w głębokim po kostki śniegu dotarliśmy do ruin grodu, będącego jedynie cieniem swej dawnej świetności.
Tylko dzięki bieda-lembasom odzyskaliśmy nadwątlone siły i ruszyliśmy dalej w głąb boru. Tam zaczęło nas dopadać szaleństwo. Leifr zapuścił się za daleko…
Klątwa bobrzego nekromanty spaczyła mu umysł i zamieniła w bezmyślnego bobrołaka! Całe szczęście udało nam się w porę dotrzeć do źródła plugawej, bobrzej magii i odczynić zły urok. Dokonawszy niemalże niemożliwego, powróciliśmy przez lodowe pustkowia do domu. Ja zaś czekam na nasze kolejne, wspólne wyprawy.