Wiele jest wypraw, na które wyczekuje się z niecierpliwością, żadna jednak nie może się pod tym względem równać z tegoroczną „Wojną o flagi”, która spotęgowała to napięcie do ekstremum. Wyruszyliśmy składem – tak zwanie – reprezentatywnym, bowiem w naszej wesołej kompanii znaleźli się przedstawiciele wszystkich stopni hierarchii drużynowej. Gdy dotarliśmy na miejsce naszym oczom ukazał się znajomy widok i jeszcze bardziej znajome twarze. Nic jednak nie wydało nam się bardziej znajome niż aura, która była iście „uluczowa”. Ulucz bowiem dopuszcza jedynie dwa stany pogody – rzęsistą ulewę oraz piekielny upał. Nic ponadto. Jednakże ani deszcz, ani żar lejący się z nieba nie były nam straszne, gdyż przezornie wyposażyliśmy się w POTężNą WIATę, która, aż do końca wyprawy, stanowiła serce Dolnego Obozu. Musicie bowiem wiedzieć, że koncepcja „Wojny o flagi” – w pierwotnym założeniu – skupiała się na rywalizacji dwóch obozów. Dolny obóz stanowił centrum kulturowe dla śmietanki towarzyskiej z całego kraju; Górny natomiast opanowany był przez (tfu!) Bizantyjczyków. Walka o proporce toczyła się dwojako – raz my przegrywaliśmy, a raz oni wygrywali. Możemy nazwać to połowicznym sukcesem, bowiem udało nam się nie zdechnąć ze zmęczenia.
Gdzieniegdzie zdało się nawet słyszeć głosy otwarcie mówiące, że odnosimy miażdżące zwycięstwo moralne nad Górnym Obozem! Tak czy inaczej, znój bitewny dał się nam mocno we znaki. Niektórzy mieli omamy, widząc w każdej pokrzywie uzbrojonego po zęby Bizantyjczyka! Inni dokonywali o świcie samobójczych ataków, by śmierć przyniosła im spokojny sen pozbawiony koszmarów o Cesarstwie Wschodnim. Nawet interwencja samego Ojca Świętego, Jana Tusjana II, nie była w stanie przechylić szali zwycięstwa na stronę Dolnego Obozu… W końcu desperacja doprowadziła nas do ostateczności – uzbrojeni w długie noże i kilka antałków miodu wyruszyliśmy do naszych oponentów, aby zrobić im rekonstrukcję uczty u Popiela. Coś jednak poszło nie tak i w pewnym momencie „Wojna o flagi” przeistoczyła się w najprawdziwszą „Burdę o flagi”! Walki trwały nieprzerwanie do niedzieli… A w dzień Pański, zmęczeni, ranni i przemoczeni powróciliśmy do naszych domów, by zaznać choć odrobiny spokoju. I mimo że zrobiliśmy coś strasznego, to imię Fryderyka pozostanie nieskalane, bowiem Fryderyk Niewiedział o naszych niecnych uczynkach.
 
W imieniu ZBiR-ów serdecznie dziękujemy Gospodarzom z Drużyna Lędziańskich Wiciędzy „Watra” za zaproszenie, a Drużyna Grodów Czerwieńskich, Stowarzyszenie AUREA TEMPORA oraz Panser Galter Drott – Wrocławska Drużyna Rekonstrukcji Historycznej za niezapomnianą zabawę w naszej POTężNEJ WIACIE!!!